top of page

Bariery społeczne, nie architektoniczne



z wyższością w niepełnosprawności
z wyższością do niepełnosprawności

Rampa, winda i szerokie drzwi to rzeczy, które można zbudować. Bariery społeczne są o wiele trudniejsze – bo wyrastają nie z betonu, lecz z lęku, niewiedzy i przyzwyczajeń. Z pozoru niewidoczne, potrafią sprawić, że człowiek na wózku czuje się bardziej „nie na miejscu” w kawiarni niż w górach bez szlaku. Nie chodzi o złą wolę ludzi – raczej o brak doświadczenia w spotkaniu z kimś, kto porusza się inaczej. A przecież różnimy się wszyscy – sposobem chodzenia, mówienia, myślenia. Wózek to tylko jedna z wielu form ruchu.


Litość i bohaterstwo – dwie strony tej samej monety

Wciąż pokutuje w społeczeństwie obraz osoby z niepełnosprawnością jako „biednej ofiary losu”. Słyszy się: „Jaki on dzielny”, „Jak ty sobie świetnie radzisz”, „Podziwiam cię, że wychodzisz z domu”. Niby komplement, a jednak przesiąknięty litością. Po drugiej stronie jest zjawisko „bohatera mimo wszystko” – podziwu za codzienne czynności, które dla innych są oczywiste. To także nie pomaga, bo stawia człowieka na wózku na piedestale zamiast na równych nogach – a przecież nie o cud, tylko o normalność chodzi.


Savoir-vivre codziennego spotkania

Bariery społeczne można rozbrajać prostymi gestami. Rozmawiając z osobą na wózku, warto zachować kontakt wzrokowy na tej samej wysokości – usiąść, przykucnąć, zejść z pozycji „z góry”. To nie tylko kwestia wygody, ale sygnał: jesteśmy równi.Ważny jest też język i ton rozmowy. Mówmy naturalnie, bez przesadnej głośności ani spowolnienia, jeśli rozmówca tego nie potrzebuje. Nie trzeba używać zdrobnień ani infantylnych zwrotów. Wystarczy wyraźny, spokojny sposób mówienia i autentyczne zainteresowanie tym, co druga osoba chce powiedzieć.

Podczas rozmowy liczy się wyrozumiałość w słuchaniu – nie kończyć za kogoś zdań, nie zakładać, że wiemy lepiej. Gdy coś jest niejasne, lepiej dopytać: Dobrze cię zrozumiałem?”, „Chcesz, żebym pomógł?”. Takie pytania pokazują uważność, a nie niepewność.

W filmie „Nietykalni” jest scena, w której opiekun siada obok bohatera na wózku i rozmawia z nim prosto, bez litości, bez dystansu. To moment, w którym między nimi powstaje prawdziwa nić porozumienia. Nie dlatego, że ktoś „pomaga”, tylko dlatego, że obaj traktują się z równym szacunkiem.


Społeczna niewidzialność

Jedną z najtrudniejszych barier jest milczenie. Czasem ludzie wolą nie patrzeć, nie zagadywać, udawać, że nie widzą – ze strachu, że powiedzą coś „nie tak”. Ale unikanie kontaktu mówi więcej niż każde słowo.Wózek potrafi uczynić człowieka przezroczystym – nie dlatego, że ludzie są źli, ale dlatego, że są niepewni. W efekcie osoba na wózku staje się „nieobecna” w rozmowie, w przestrzeni publicznej, w codziennym krajobrazie.

Haruki Murakami w „Człowieku, który śnił” napisał: „Największa samotność to ta, której nikt nie dostrzega.” To zdanie idealnie oddaje doświadczenie wielu osób z niepełnosprawnością – bycia widzianym, ale nie dostrzeganym.


Jak burzyć te bariery?

Nie trzeba wielkich kampanii ani specjalnych warsztatów. Bariery topnieją wtedy, gdy pojawia się zwykła, ludzka obecność.W pracy zamiast „oszczędzać” osobę na wózku, lepiej zapytać: „Masz ochotę pójść z nami?”. Daje to wybór, nie wykluczenie.W sklepie warto zwracać się bezpośrednio do osoby na wózku, a nie do jej towarzysza. W urzędzie – nie mówić „on potrzebuje”, tylko „czego pan potrzebuje”.

Na ulicy, gdy widzimy kogoś podjeżdżającego do drzwi, nie trzeba rzucać się do pomocy. Lepiej zapytać: „Chcesz, żebym przytrzymał?” – bo prawdziwa uprzejmość daje przestrzeń na decyzję.Wózek to nie symbol bezradności, tylko narzędzie niezależności – tak jak rower, tylko z innym napędem.

Warto też pamiętać o języku, który tworzy rzeczywistość. Zwroty „przykuty do wózka” czy „skazany na wózek” brzmią jak wyrok. Mówiąc „osoba na wózku” lub „użytkownik wózka”, przenosimy akcent z ograniczenia na działanie. To prosty zabieg językowy, który zmienia myślenie – najpierw nasze, potem społeczne.

I wreszcie – wspólne działanie. Nic tak nie buduje równości jak współpraca. Gra w boccię w szkole, wspólna wycieczka, projekt zawodowy, sport, rozmowa przy kawie. Kiedy ktoś na wózku jest częścią codzienności, znika etykieta, zostaje człowiek.

W książce Marka Haddona „Dziwny przypadek psa nocną porą” chłopak ze spektrum autyzmu doświadcza, że ludzie rozmawiają „o nim”, a nie „z nim”. To subtelne, ale ważne rozróżnienie – i ono właśnie wyznacza granicę między wykluczeniem a spotkaniem.


Równość zaczyna się od środka


Dorzucę trochę dziegciu. Bariery społeczne to nie tylko problem „tych z zewnątrz”. W środowisku osób z niepełnosprawnością często pojawia się coś subtelnego – poza poddania. Czasem to cicha zgoda na to, że „i tak nic się nie zmieni”, czasem wycofanie, które inni odczytują jako bierność albo uległość.Nie chodzi o winę – bo życie z niepełnosprawnością wymaga ogromnej siły. Ale gdy człowiek zbyt często rezygnuje z walki o siebie, społeczeństwo uczy się, że może nie słuchać.


W psychologii nazywa się to „wyuczoną bezradnością” – stanem, w którym po serii porażek człowiek przestaje próbować, nawet gdy realnie mógłby coś zmienić. To zrozumiałe, ale też bardzo niebezpieczne. Bo wtedy to nie rampa staje się barierą, tylko własne przekonanie, że „nie warto się odzywać”.

Dlatego tak ważne jest, by osoba z niepełnosprawnością „kulturalnie upominała się po swoje”. Nie z agresją, nie z żalem, ale z godnością. Gdy ktoś w sklepie mówi do opiekuna zamiast do Ciebie – można spokojnie powiedzieć: „Proszę mówić do mnie, to ja kupuję.” Gdy w urzędzie nie ma dojścia do stanowiska – „Przepraszam, potrzebuję, byście zapewnili dostępność.”Nie chodzi o roszczeniowość, lecz o przypomnienie światu, że jesteś równym uczestnikiem gry społecznej.


Podczas wielu spotkań treningowych widziałem sytuację, gdy grupa osób na wózkach uczestniczyła w warsztatach z asertywności. Największym odkryciem uczestników nie było to, jak prosić o pomoc – ale jak mówić „nie”. Bo równość to także prawo do odmowy, do złości, do błędu.

Warto pamiętać, że ludzie pełnosprawni też mają swoje ciężary – tylko inne. I dla nich ich problemy są najważniejsze, tak samo jak dla osoby na wózku ważny jest brak bólu czy sprawny sprzęt. To nie wyścig o cierpienie, lecz wspólna droga z różnymi przeszkodami.

W relacjach między samymi osobami z niepełnosprawnością również zdarzają się konflikty, rywalizacja czy drobne złośliwości. To normalne – świat na wózkach to wciąż świat ludzki, z całym wachlarzem emocji. Nie trzeba udawać, że środowisko jest wolne od napięć. Ważne, by nie budować na tym tożsamości ofiary.

W powieści „Skazani na Shawshank” Stephena Kinga bohater Andy Dufresne uczy innych więźniów, że wolność zaczyna się od środka – od sposobu, w jaki sam siebie postrzegasz. Wózek też może być czymś podobnym: ograniczeniem fizycznym, ale nie mentalnym. Gdy człowiek sam w siebie wierzy, inni zaczynają wierzyć w niego.

Tak naprawdę to, jak się odnosisz, tak cię inni obserwują. Kiedy człowiek mówi pewnym głosem, zachowuje spokój i kulturę, wysyła prosty komunikat: „Jestem tu, należę, słuchaj mnie.” A wtedy nawet najtwardsze społeczne ściany zaczynają pękać.


Hejt nie boli ciała, ale duszę

Słowa nie mają ciężaru, a potrafią ranić głębiej niż cokolwiek. Osoba z niepełnosprawnością słyszy czasem: „Nie wygląda na chorą”, „Ma łatwiej, bo mu pomagają”, „Po co wychodzi, skoro tak trudno”. To nie żart, to hejt – cichy, ale zabójczy.

Najczęściej przybiera formę mikroagresji: spojrzenia, politowania, niechcianej pomocy, ironicznego tonu. W sieci rozlewa się błyskawicznie – wystarczy jedno zdjęcie i komentarz pełen pogardy. WHO podaje, że osoby z niepełnosprawnością są trzykrotnie częściej narażone na przemoc słowną niż pozostali. W Polsce o tym się nie mówi, bo „to tylko słowa”. A to właśnie one potrafią zamknąć człowieka w sobie na lata.

Hejt boli, bo dotyka nie ciała, ale godności. Trudno tłumaczyć swoją obecność w świecie, który czasem wątpi, że masz do niej prawo. Jak pisał Viktor Frankl – człowiek zniesie wszystko, jeśli znajdzie sens. Hejt ten sens odbiera.

Nie zawsze jednak warto milczeć. Kulturalne upomnienie się o szacunek ma ogromną moc: „Proszę mówić do mnie, nie o mnie.” – to zdanie potrafi zmienić ton całej rozmowy.A gdy hejt pojawia się w internecie, najlepszą bronią jest spokój, blokada i zgłoszenie.

Największym sprzymierzeńcem osoby z niepełnosprawnością jest pewność siebie. Hejt nie znosi ludzi spokojnych, pogodnych i świadomych własnej wartości.


Podsumowując

Kiedyś usłyszałem zdanie, które idealnie podsumowuje ten temat: „Krawężnik można obniżyć w tydzień, ale mentalną rampę buduje się latami.”

A ta rampa zaczyna znikać przez prosty gest – od spotkania dwóch par oczu na tej samej wysokości. Nie trzeba nic więcej, by człowiek znów stał się człowiekiem.

Komentarze


bottom of page